niewykształcona prowincjuszka niewykształcona prowincjuszka
130
BLOG

Zrozumieć Jarosława Kaczyńskiego

niewykształcona prowincjuszka niewykształcona prowincjuszka Polityka Obserwuj notkę 30

Temat analizy psychologicznej Jarosława Kaczyńskiego zdominował dyskusję. Jeszcze niedawno gotowa byłam energicznie przeciwko temu protestować, co zresztą czyniłam (patrz notka: "Nie rozumiem niektórych prawicowych dziennikarzy", czy jakoś podobnie). Jednak, zgodnie z niezawodną zasadą mówiącą, że "jeśli nie możesz czegoś znieść to się przyłącz" ostatecznie przedstawię także i swoje własne wypociny na ten temat. A niech to! Przecież i tak o niczym innym nie czytam!

Dziennikarze, blogerzy, sympatycy i życzliwi wszelkiej maści mają mnóstwo pretensji do Jarosława Kaczyńskiego. A to, że ich zawiódł i rozczarował, bo obiecał, że się zmienił, a się nie zmienił, a to znów, że działa na swoją szkodę i strzela sobie w stopę i w kolana i nie wiadomo jeszcze gdzie, a wszystko to dlatego, że odpowiada mu bycie opozycją, ewentualnie dlatego, że ulega bezrefleksyjnie naciskom partyjnego "betonu". A gdyby tak zamiast doszukiwać się w działaniach prezesa jakiś skomplikowanych strategii, ideologii, teorii, filozofii i diabli wiedzą czego jeszcze po prostu przyjrzeć się tej sytuacji z czysto ludzkiego punktu widzenia?

Jest rzeczą raczej oczywistą, że to co zdarzyło się 10 kwietnia i cały ten okres w życiu Jarosława Kaczyńskiego to istny koszmar, prawdziwie najczarniejsze dni. Sytuacja polityczna w państwie od dawna była raczej zła z nakierowaniem na coraz gorsza, nagonka medialna i na niego i na prezydenta niewyobrażalna i jednoznacznie nakierowana na pozbycie się obu braci z życia publicznego - wystarczy przypomnieć sobie liczne wypowiedzi o tym, że najlepiej by było, gdyby udało się w jakiś sposób skrócić kadencję urzędującego prezydenta, jawne apele do Lecha Kaczyńskiego, aby zrzekł sie urzędu, bo się do tego nie nadaje, uwagi Stefana Niesiołowskiego, że łaskawie zgadza się aby Kaczyńscy mogli dalej żyć w Polsce pod warunkiem, że nie będą mieszać się juz do polityki, nieustanne ataki słowne połączone z rzucaniem kłód pod nogi - odmowy wydania samolotu, odmowa prawa do uczestnictwa w większości ważnych dla państwa wydarzeń, w tym nazywanie czystą fanaberią faktu, że prezydent RP pragnie osobiście uczcić poległych w Katyniu.

Prawdopodbnie niewielu z nas znalazło się w życiu w podobnej sytuacji, w której dla ludzi obdarzonych w zasadzie pełnią władzy byliby tak bardzo niewygodni i znienawidzeni. Nie mam takiego doświadczenia, ale łatwo mi jest się domyślić, że nie jest to sytuacja komfortowa, zwłaszcza dla kogoś, kto będąc aktywnym graczem na scenie politycznej od kilkudziesięciu lat znacznie lepiej niż przeciętny obywatel zna brutalne mechanizmy walki o władzę.

Nie należy też zapominać o wyjątkowo obrzydliwej grze, która w tym czasie toczy się przeciwko prezydentowi pmiędzy Tuskiem, Sikorskim, a Putinem. Gra ta ma najwyraźniej na celu ośmieszenie i zdezawuowanie prezydenta RP, co byłoby korzystne zarówno dla obecnych władz polskich jak i rosyjskich. Inicjatywa pochodzi z Rosji, ale władze polskie bardzo chętnie się do zabawy przyłączają i razem z Putinem próbują uniemożliwić prezydentowi udział w katyńskich uroczystościach lub przedstawić jego obecność w Katyniu jako kolejną fanaberię zidiociałego dziadka z manią wielkości.

Do tego wszytskiego dochodzi jeszcze bardzo trudna sytuacja osobista - ciężka choroba matki, z którą zdaje się akurat obaj bracia Kaczyńscy są bardzo mocno związani.

I w tym momencie, na tle takich a nie innych okoliczności, zdarza się najstraszniejsza w historii Polski powojennej katastrofa, w której giną najbliższe Jarosławowi Kaczyńskiemu osoby - brat bliźniak, jednocześnie prezydent RP znienawidzony przez rządzących Polską, a także przez gospodarzy kraju, do którego się udawał, jego żona oraz najblizsi przyjaciele i współpracownicy. W ciągu zaledwie godziny od zdarzenia szef MSZ informuje go, że w zasadzie już teraz jest wiadomo, iż przyczyną był błąd pilotów. Powiedzmy sobie szczerze, że nie nabranie w tym momencie daleko idących podejrzeń byłoby zwyczajnie sprzeczne z logiką. Naturalnym pragnieniem każdego, kto znalazłby się w skórze J.K. byłoby  poruszyć niebo i ziemię, aby dotrzeć do prawdy odnośnie tego, kto za śmierć prezydenta i 95 innych osób odpowiada. Jednak Jarosław Kaczyński ma na głowie uroczystości pogrzebowe, ciężko chorą matkę i w dodatku rozpoczynającą się automatycznie kampanię prezydencką, w której musi teraz wziąć udział, jeśli nie chce zawieść wszystkich swoich wyborców. Bardziej liberalne skrzydło PIS najwyraźniej namawia go i przekonuje z całych sił, aby wbrew sobie temat katastrofy na czas kampanii (blisko 3 miesiące!) zarzucił, bo to jedyna dla niego sznasa na wygraną. JK, który w ostatnich wyborach nie mógł poszczycić się dobrymi wynikami najwyraźniej postanawia w sytuacji tak szczególnej, kiedy jego wynik wyborczy jest nawet ważniejszy niż kiedykolwiek przedtem dać tym młodym przekonanym o swojej słuszności szansę. Stawia więc na nich i zachowuje się całkowicie wbrew sobie tak, jak oni sobie tego życzą.

Oznacza to, że przez blisko 3 miesiące Jarosław Kaczyński milczy, udaje, że tragedii nie było, jak pokorne ciele znosi najobrzydliwsze insynuacje pod adresem swojego brata, nad którym ziemia jeszcze nie zdążyła się ustać, pozwala pluć w twarz sobie i swoim zmarłym , oskarżać o pijaństwo, o nieodpowiedzialne zachowania, o jakieś absurdalne naciski i groźby pod adresem pilotów itp., itd.  A jednocześnie patrzy jak śledztwo jest marnowane, oddawane Rosjanom, prowadzone w taki sposób, aby prawda nigdy nie wyszła na jaw. Mimo wszystko prezes milczy nadal, bo to milczenie ma mu zapewnić wygraną. Wygrana w tym momencie oznacza urząd prezydenta, dostęp do wielu dokumentów, do których jako poseł nie ma dostępu oraz prerogatywy większe niż poselskie, co powinno ułatwić mu dotarcie do prawdy. Jednak 4 lipca okazuje się, że wsyzstko to było na nic.

Wybory okazują się przegrane. Na kolejny ponad rok cała władza trafia w ręce PO. Trzy miesiące czasu oraz wielki obywatelski zryw zostały stracone, a żadnych możliwości i prerogatyw nie przybyło. I co w tym momencie jest dziwnego w tym, że prezes rzuca się ratować wszystko to, co w tym śledztwie jeszcze w ogóle uratować można? Co dziwnego w tym, że chwilowo decyduje się olać sondażowe słupki poparcia i przede wszystkim stawia na to, aby dotrzeć do prawdy? Cóż dziwnego, że nie kontynuuje strategii, która kosztowała jego i państwo polskie (brak zdecydowanych pytań i interwencji ws. śledztwa) bardzo wiele, a w efekcie przyniosła porażkę, bo była to porażka, co należy nazwać po imieniu. Miałby zrezygnować z działania, stawiania pytań, poruszania nieba i ziemi, dać całkowicie wolną rękę PO w mataczeniu i ukrywaniu prawdy, bo być może za półtora roku zyska na tym dodatkowych kilka punktów prcentowych pochodzących od centrowych wyborców, albo i nie zyska, bo PO ma teraz pełnię władzy i może znaleźć tak, czy owak jakiś sposób, aby wyeliminować go z gry (jakieś fałszywe kompromitujące okkarżenie chociażby - w końcu służby specjalne tez są ich)?

Z czysto ludzkiego punktu widzenia takie zachowanie byłoby bez sensu, nielogiczne, wbrew własnej naturze. Dziennikarze mówią, że polityk powinien umieć stłumić własne emocje i działać wyłącznie z myślą o sukcesie swojego ugrupowania. Nie mogę się z tym zgodzić. Ja jednak chcę, żeby politycy byli ludźmi, a nie partyjnymi aparatczykami wyzutymi z wszelkich uczuć. Ja chcę, żeby czasami stawiali najważniejsze dla państwa kwestie (takie jak na przykład wyjasnienie katastrofy smoleńskiej) wyżej niż cele partyjne. Nawet, jeśli miałoby to oznaczać kolejne przegrane wybory. Bo prawdę mówiąc, gdyby Jarosław Kaczyński miał wygrać kolejne wybory za cenę tego, że zapomniał i odpuścił w kwestii smoleńskiej to ja nie chciałabym juz wcale, żeby te wybory wygrał.

Nie potępiam kaczyzmu niczym dżumy 21 wieku, nie pragnę bratać się z Rosjanami za wszelką cenę, nie boję się CBA ani podsłuchów PIS-u, nie rozpływam się z zachwytu na widok Donalda i Bronisława, Władysław Bartoszewski nie jest dla mnie wzorem do naśladowania (i to najdelikatniej mówiąc) i nie mam głębokiej wewnętrznej potrzeby ustawiać swoich poglądów w taki sposób, żeby Adam Michnik i Grzegorz Miecugow zapewniali mnie regularnie o mojej inteligencji...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka