niewykształcona prowincjuszka niewykształcona prowincjuszka
374
BLOG

Czym jest krzyż - dla tych co się już całkiem pogubili...

niewykształcona prowincjuszka niewykształcona prowincjuszka Polityka Obserwuj notkę 15

Ostatnio zarówno w mediach od polityków i dziennikarzy jak i u różnej maści blogerów można usłyszeć lub przeczytać następujące nowe prawdy objawione:

 "(...) krzyż jest symbolem Lecha Kaczyńskiego. A symbol konkretnego człowieka kojarzonego z obecnym ugrupowaniem politycznym nie powinien znajdować się na terenie pałacu prezydenckiego, który jest jednym z symboli władzy w Polsce."

 "Krzyż był jest i będzie kością niezgody w naszym kraju."

"Pokażcie choć jeden krzyż który rzeczywiście połączył Polaków."

"I co osiągnęliśmy dzięki krzyżowi. Nie chodzi mi tu o jakieś korzyści metafizyczne ale zwykłe codzienne dla normalnego człowieka."

"Ten krzyż (...) to wynik pewnej manifestacji zwolenników koncepcji państwa wyrażanej przez Jarosława Kaczyńskiego teraz, a wcześniej za życia wyrażanej przez Lecha Kaczyńskiego. (...) Ten krzyż to symbol (...)  ludzi, którzy innych odsądzaja od czci i wiary."

 Otóż tego rodzaju światłe odkrycia - owoce skomplikowanych i długotrwałych procesów myślowych co bardziej wykształconych i nowoczesnych światopoglądowo jednostek ludzkich wymagają pewnego komentarza, a być może nawet sprostowania.

Przy całym moim niewątpliwym szacunku dla ś.p. Lecha Kaczyńskiego i jego brata - krzyż, szanowni zwolennicy PO i lewicy, nie był, nie jest i nie będzie symbolem braci Kaczyńskich. Wywyższanie tych niewątpliwie zasłużonych i oddanych Polsce polityków do pozycji samego Boga jest przesadą!

Krzyż jest symbolem tego, że Jezus Chrystus, Syn Boży, który dla naszego zbawienia stał się człowiekiem zdecydował się dobrowolnie umrzeć na krzyżu dla odpuszczenia naszych grzechów. Krzyż jest więc także symbolem cierpienia, śmierci, bezinteresownego poświęcenia dla innych i przebaczenia, czyli również najczystszej i bezgranicznej miłości - ta symbolika zakorzeniona w naszej kulturze od ponad 2000 lat dotyczy również tych nie wierzących lub mniej wierzących. Krzyż jest też symbolem wiary i nadziei, tego, że nawet w najczarniejszych godzinach ktoś nad nami czuwa i zamiast wątpić powinniśmy nadal czynić, co do nas należy, a los kiedyś się odwróci lub, jak wierzą niektórzy, zostaniemy nagrodzeni po śmierci. Innymi słowy krzyż przypomina nam, że nawet, jeśli cały świat traktuje nas w sposób niesprawiedliwy i straszny nam nie wolno się totalnie ześwinić, bo jesteśmy ludźmi, stworzonymi na podobieństwo Boga, a to zobowiązuje. Krzyż symbolizuje pewne wartości na bazie których powstała cała nasza zachodnia cywilazacja, cywilizacja europejska - te wartości najkrócej i najzwięźlej zostały ujęte w dekalogu. Nawet najbardziej zagorzały ateista nie poddaje w wątpliwość słuszności nakazów: nie kradnij, nie cudzołóż, nie zabijaj, nie mów fałszywego świadectwa itd, itp. Samo to dlaczego i w jakich okolicznościach krzyż z dwóch zbitych ze sobą desek stał się jednym z najważniejszych symboli nowożytnego świata wyklucza jakąkolwiek negatywną symbolikę. Krzyż z założenia nie reprezentuje niczego, co złe, ale wręcz przeciwnie jest tego całkowitym zaprzeczeniem.

Czym innym jest Kościół. Z Kościołem można się zgadzać lub nie, można polemizować z niektórymi obowiązującymi dogmatami, zasadami, z poglądami niejednego księdza. Można, a nawet trzeba krytykować postawę niektórych hierarchów, którzy niejednokrotnie w historii wykazali się cechami będącymi zaprzeczeniem nauki płynącej z krzyża. Istnieją przecież w historii przykłady papieży, którzy mieli liczne kochanki, a nawet nieletnich kochanków pochodzących z plebsu i w zamian za usługi obdarowywanych godnością kardynalską. Można wymienić licznych papieży, którzy nie kierowali się wartościami chrześcijańskimi tylko obowiązującą koniunkturą polityczną i ewentualnymi korzyściami dla samego siebie. Ale skąd się to brało? Otóż nie było to wynikiem ułomnej symboliki krzyża, złych wartości narzuconych przez chrześcijaństwo tylko ułomności i podłości ludzkiej, która jest i będzie wpisana w naszą naturę. Ale to nie ma z krzyżem i jego jednoznacznie dobrą symboliką nic wspólnego.

W tym kontekście, a także w kontekście historii całej naszej części świata, zacytowane wyżej wypowiedzi są całkowicie pozbawione sensu. Krzyż z założenia, ze swojej natury nie dzieli, bo nie może. Krzyż może tylko łączyć. Jedna z blogerek prosi o pokazanie choć jednego krzyża, który połączył Polaków. Odsyłam ją do książek historycznych. Niech sobie poczyta o zaborach, o powstańczych zrywach, wreszcie o papieskich pielgrzymkach w czasach PRL i łatwo znajdzie niejeden taki krzyż. To, co dzieli to nie krzyż tylko jakaś całkiem niezrozumiała histeria niektórych pragnących, sami raczej nie wiedzą w imię czego, ten krzyż zewsząd usuwać. Osób, którym wmówiono w ciągu ostatnich 20 lat, że krzyż to symbol władzy księży, "czarnego terroru" pragnącego zafundować nam państwo wyznaniowe podobne to Talibanu, dążenia Kościoła do niepodzielnej władzy itp. itd. Pomijam juz absurdalność tych fobii - ani Kościół w 100% takiej odpowiedzialności brać by na siebie nie chciał, ani tym bardziej zwyczajnie nie jest to we współczesnym świecie możliwe. Jednak najważniejsze jest i pragnę to z całą mocą podkreślić, że krzyż nie jest symbolem Kaczyńskich, nie jest nawet symbolem Kościoła, ale w pierwszej kolejności jest symbolem dobrowolnej ofiary z życia poczynionej z miłości przez Jezusa Chrystusa.  I niezależnie od tego, czy ktoś wierzy, że Jezus był Bogiem, czy jest przekonany, że tylko człowiekiem, ten czyn jest niezaprzeczalnie i jednoznacznie dobry i niesie ze sobą przesłanie miłości, cierpienia i poświęcenia dla innych. Dlaczego przypominanie o takich wartościach miałoby kogokolwiek razić, czy to w urządzie, czy w Sejmie, czy na Krakowskim Przedmieściu - kompletnie tego nie rozumiem.

Apeluję więc do tych, którzy chcą się zewsząd krzyża pozbyć, żeby najpierw postarali się dowiedzieć i zrozumieć z czym z taką zaciętą zaciekłościa walczą. Bo chyba nie wiedzą.

Nie potępiam kaczyzmu niczym dżumy 21 wieku, nie pragnę bratać się z Rosjanami za wszelką cenę, nie boję się CBA ani podsłuchów PIS-u, nie rozpływam się z zachwytu na widok Donalda i Bronisława, Władysław Bartoszewski nie jest dla mnie wzorem do naśladowania (i to najdelikatniej mówiąc) i nie mam głębokiej wewnętrznej potrzeby ustawiać swoich poglądów w taki sposób, żeby Adam Michnik i Grzegorz Miecugow zapewniali mnie regularnie o mojej inteligencji...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka